Krąży taki dowcip:
ktoś wynalazł maszynę, do której wkłada się głowę, a ona sama idealnie goli twarz. Ktoś inny, bardziej sceptyczny, mówi:– Ale przecież każdy ma inny kształt twarzy. Na co słyszy odpowiedź:– Tak, ale tylko za pierwszym razem.
To jeden z tych żartów, które śmieszą, a po chwili zaczynają niepokoić. Bo w gruncie rzeczy jest opowieścią o uniwersalnych rozwiązaniach, które obiecują skuteczność bez uwzględniania różnic. I dokładnie w tym miejscu zaczyna się temat terapii – i jej zasadniczej różnicy wobec poradników, artykułów czy „dobrych rad”.
Żyjemy w świecie, który bardzo lubi instrukcje. Pięć kroków do spokoju. Trzy zasady dobrej komunikacji. Jedno zdanie, które „ustawi granice”.
I jasne – te treści są kuszące. Dają nadzieję, że jeśli tylko zastosujemy odpowiednią metodę, wszystko zacznie działać. Wnoszą porządek w chaos. Czasem przynoszą ulgę.
Ale jednocześnie niosą ukryte założenie: że ludzie są w gruncie rzeczy podobni, a problemy da się rozwiązać jednym schematem.
Tymczasem każdy z nas ma inny „kształt twarzy psychicznej”:
inną historię,
inne doświadczenia relacyjne,
inne sposoby regulowania emocji,
inne rany i inne zasoby.
I dlatego to, co jednemu pomaga, dla drugiego bywa zupełnie nieskuteczne – albo wręcz raniące.
To jedno z kluczowych rozróżnień.
Poradnik:
podaje rozwiązania,
opisuje mechanizmy,
normalizuje doświadczenia,
daje język.
Terapia:
zatrzymuje się przy Twoim przeżyciu,
sprawdza, co działa w Twoim przypadku,
nie zakłada odpowiedzi z góry,
nie spieszy się z rozwiązaniami.
Terapia nie polega na tym, że terapeuta „wie lepiej”. Polega na tym, że w relacji terapeutycznej zaczynasz widzieć i czuć siebie wyraźniej.
To zasadnicza różnica: poradnik jest o wiedzeniu, terapia o doświadczaniu.
Można przeczytać dziesiątki książek i:
nadal reagować impulsywnie,
nadal mieć trudność z granicami,
nadal czuć napięcie w relacjach,
nadal „wiedzieć i nie umieć”.
I to nie jest dowód na brak pracy nad sobą. To dowód na to, że nasz układ nerwowy nie zmienia się od samej informacji.
Większość trudnych wzorców:
nie powstała w wyniku braku wiedzy,
tylko w odpowiedzi na relacje, stres, brak bezpieczeństwa, przeciążenie.
Dlatego zmiana zachodzi nie wtedy, gdy coś zrozumiemy, ale wtedy, gdy:
coś przeżyjemy inaczej,
coś wydarzy się w relacji,
doświadczymy nowego sposobu bycia z drugim człowiekiem.
Z zewnątrz wygląda to skromnie: rozmowa, pytania, czasem cisza. Ale pod powierzchnią zachodzą procesy, które trudno ubrać w instrukcję.
Na terapii:
emocje nie są „do poprawy”,
reakcje nie są „do naprawy”,
trudności nie są „do wyeliminowania”.
Są do zrozumienia, przeżycia i oswojenia.
Terapia to przestrzeń, w której:
możesz mówić bez konieczności bycia „rozsądną”,
możesz nie wiedzieć, co czujesz,
możesz być w sprzeczności,
możesz reagować „nieładnie”.
I nic złego się z tego powodu nie dzieje.
To doświadczenie często po raz pierwszy daje realne poczucie bezpieczeństwa – a z niego dopiero rodzi się zmiana.
To bardzo ważne.
Terapia nie zakłada, że coś jest z Tobą nie tak. Zakłada, że to, jak funkcjonujesz, ma sens w kontekście Twojej historii.
Reakcje, które dziś przeszkadzają, kiedyś mogły:
chronić,
pomagać przetrwać,
pozwalać dostosować się do trudnych warunków.
Na terapii nie chodzi więc o to, by się „pozbyć” reakcji, ale by:
zrozumieć, skąd się wzięły,
sprawdzić, czy nadal są potrzebne,
nauczyć się innych możliwości reagowania.
To jeden z największych mitów.
Gdy ktoś jest w ostrym kryzysie, zagrożeniu, rozpaczy – wtedy potrzebna jest interwencja kryzysowa.Terapia to coś innego.
Terapia jest wtedy, gdy:
życie działa, ale kosztuje za dużo,
relacje męczą, choć są ważne,
emocje są intensywne albo zablokowane,
wciąż wracają te same trudności,
czujesz, że „coś w środku” domaga się uwagi.
To nie znak porażki. To znak uważności na siebie.
W praktyce można powiedzieć, że niemal każdy człowiek skorzystałby z terapii, nawet jeśli nie doświadcza kryzysu.
Wracając do żartu.
Terapia nie jest maszyną. Nie działa według jednego algorytmu. Nie dopasowuje człowieka do teorii.
To proces szyty na miarę:
Twojego tempa,
Twoich granic,
Twojej gotowości.
Nie chodzi o to, by stać się kimś innym. Chodzi o to, by przestać żyć w sposób, który już nie jest Twój.
Wiedza bywa pierwszym krokiem. Artykuł może coś otworzyć. Zdanie może zostać w głowie na długo.
Ale zmiana zaczyna się tam, gdzie:
ktoś Cię słyszy naprawdę,
nie musisz się poprawiać,
nie musisz wiedzieć,
możesz doświadczać.
Bo najgłębsze zmiany nie wydarza się w głowie. One wydarza się między ludźmi.
I tego nie da się przeczytać. To trzeba przeżyć.